
nie... bynajmniej nie będzie o małżeństwie mieszanym, ale bardzo związanym z Arabią... Para Amerykanów - oboje urodzili się w Arabii - ich ojcowie po II wojnie światowej (nie znając się) postanowili wyjechać do pracy do Królestwa Saudów, które wówczas wyglądało diametralnie inaczej niż dziś... Zero infrastruktury, zero hipermarketów, nieskażony petro-rijalem kraj i ludzie. Przylecieli, spodobało im się, ściągnęli swoje rodziny. Tutaj w jednym z nadmorskich miasteczek, wychowywali się razem, chodzili do jednej szkoły - pan X i pani Y - (wtedy jeszcze oczywiście nie Państwo ;-). Potem drogi ich się rozeszły, rodzice wysłali swe pociechy do szkół wyższych w Stanach (inne miasta), a te - po odebraniu dyplomów zaczęły wdrapywać się po szczebelkach "kariery"... Ale tęsknota za krajem lat dziecinnych nie dała się zdusić (ku zdumieniu większości znajomych Amerykanów - "jak możesz w ogóle chcieć tam wracać!") i ich drogi ponownie skrzyżowały się w rodzinnym saudyjskim Chajbarze, oboje podjęli tu pracę, odnaleźli się po latach i .... pobrali ;). Czyli jak to w amerykańskich filmach bywa - happy end! - z tą tylko różnicą, że w Arabii Saudyjskiej... na podstawie wywiadu z X i Y wyemitowanego przez saudyjską stację TV (
KSA2).
hmm :) Przeznaczenie...
OdpowiedzUsuńoh to dopiero piekna historia...:)
OdpowiedzUsuńMoże i piękna, ale nieprawdziwa.
OdpowiedzUsuńNieprawdy nie publikuję. Nie pozostaje nic innego jak tylko współczuć - braku wiary w to co niesamowite i piękne...
OdpowiedzUsuńIdealny dowód słuszności powiedzenia, że wyjątek ten potwierdza regułę! :)
OdpowiedzUsuń